top of page

Oto trans!

Malarstwo ZENONA WINDAKA przysparza sporo kłopotów. Przede wszystkim tym krytykom, którzy radzi byliby odczytywać tę sztukę na płaszczyźnie rozwiązań li tylko formalnych. A jest to jest przestrzeń , dzisiaj zwłaszcza, wielce wygodna i coraz bardziej bezkarna, bo załamanie klasycznego paradygmatu i związanych z nim kryteriów coraz częściej uniemożliwia jakąkolwiek wiarygodną ocenę.

Słowo przeciw słowu. Teoria kontra teoria. Emocje "zimne" - emocje "gorące". A ponad tym wszystkim zdekonstruowana aksjologia kryjąca często wcale nie artystyczne interesy i motywacje.

Wielowymiarowe estetycznie , bardzo bogate asocjacyjnie realizacje Windaka zdają się zapraszać do czytania jego obrazów według "klasycznie postmodernistycznej" maniery. Czyli koniec sztywnych kodów, koniec systemów znaczeń, zero zobowiązań gatunkowych etc. . Dialektyczne podważanie formy buduje tu (gombrowiczowskim buch-bachem) natychmiastową anty-formę , a stąd już blisko do szperania w dziele według bardzo dowolnych zasad. Rozdokazywani znawcy mogą zatem wszystko uzasadnić (i wszystko obalić) , bo nie istnieje już punkt odniesienia "alfa", punkt porządkujący chaos.

Wtłoczony wraz ze swoimi obrazami w taki rejon Windak zaczyna jednak szybko psuć zabawę i dobre samopoczucie egzegetów. W jego autokomentarzach i wypowiedziach pojawiają się takie frazy jak "umysł podświadomy wybiera dla nas optymalne rozwiązania, które są zgodne z nasza całościowa konstrukcją" /podkr. moje/ , "umysł świadomy zazwyczaj źle wybiera", "sztuka to nie estetyka", albo : "nadzieja jest w człowieku, jego edukacji, jego wiedzy". Dosyć to odległe od ulubionego przez ponowoczesność dyskordianizmu.

W ogóle ów tumult i zgiełk koncepcji zaśmiecających umysły zdaje się Windaka potężnie irytować. Jego busola , jego kierunkowskaz to nade wszystko wymieniona już podświadomość. Intuicja. Instynkt nie potrzebujący przelotnych rytuałów intelektu. Bo są zabójcze dla tak wysoko przezeń cenionej emocjonalności. W ogóle twórca ten wydaje mi się raz kimś w rodzaju współczesnego artysty - szamana , kogoś kto sięga poza-słowo (literackie), poza - kolor, poza rejestrowany przez oko kontur (kto improwizuje, ale po dokonaniu bardzo ostrej selekcji form owej improwizacji) a raz barbarzyńskim dzieckiem bez trwogi wywracającym wzorce .

Ale - po tych siłą rzeczy niesłychanie werbalnych i teoretycznych koniec końców rozważaniach - trzeba tu mocno podkreślić kolosalną oryginalność artysty. W dzisiejszych czasach być oryginalnym ? To już przecież niemożliwe! Złudzenie, fikcja i symulakry! Wszystko można przecież zdekonstruować i ukazać jako kolejny wariant niekończącej się intertekstualnej gry. A przecież jakoś dziwnie łatwo potrafimy zauważyć (odczuć, wysłyszeć) ten tajemny rytm na obrazach Windaka. Coś co nie zostało ani wymyślone, ani wywiedzione z jakiejś teorii czy apriorycznej koncepcji , ale "wybuchło" wielopłaszczyznowo i wieloznacznie nowym sensem. Nową konfiguracją. Zaskakującą obocznością brył, plam i konturu . Oto trans! Poddanie sie transowi! Ale z pełnym krytycyzmem zarówno wobec roszczeń wszechwiedzącego rozumu jak i frenezji magicznych uniesień.

x x x


 

Zenon Windak: czyli rasowe , bardzo samoswoje malarstwo, o natychmiast rozpoznawalnej dykcji i sile wyrazu.


 

Maciej Szczawiński - czerwiec 2017

bottom of page